Legendy i opowieści Dakoitów

Mit o Porbarze

Dakoici mit załozycielski, wyjaśniający także pochodzenie koni.
Porbar wracając zimą z polowania wpada do rzeki. Chce się wysuszyć przy ogniu, ale jeden z duchów wiatru nie daje mu spokoju. Łapie go więc, a Tattva pragnąc odzyskac swoje dziecko, proponuje za niego okup. Porbar rząda być jak wiatr, który go nękał - szybki i nieuchwytny.
Tattva w końcu przystaje na jego prośbę, tworząc pierwszego konia; zastrzega jednak, że wiatr także nigdy nie ustaje, dlatego dopóki Dakoitom na to nie pozwoli, nie mają prawa nigdzie zagrzać miejsca i będą odtąd wieść koczownicze życie.

Legenda o Łzach MoyocoYani

Historia wyjaśniająca, dlaczego Dakoici zaczeli zakładać Kamienne Miasta pomimo bycia koczownikami z ustanowienia Tattvy (patrz mit o Porbarze).
Opowiada o Dakoicie, który dostrzega konie, nazywające siebie Łzami Moyocoyani, które oznajmiają mu, że to, co utracił, zostało odnalezione, i że MoyocoYani daje mu "Miecz i Ziarno" (możliwość wykuwania mieczy i siania zboża - rzeczy, które ciężko robić koczownikom)

Twórczość ludowa

Tekst poniżej to twórczość zbiorowa stworzona na Facebook'u przez zacne grono: Pruss Ian, Michał Sadyś, Aleksander Heba, Piotr Smolański, Borys Harasimowicz
Jest to ludowa odpowiedź Dakoitów na wojnę, wraz z dyskursem podjętym przez sprzymierzeńców elfów ;)

Jedzie Dakoita
Ścieżką wśród kąkoli
Uciekajcie, elfy,
Bo wam zapierdoli

Refren: Hej Dakoici,
Malowane dzieci,
Oj nie jeden czerep
Od was elfom zleci!

Jedzie dakoita,
koniem trawę gniecie
Elfy rządzą wszystkim
on się tuła w świecie

Refren etc.

Już tak kiedyś było,
Że wszystkim rządzili,
Przyszli ci tułacze
I im wpierdolili.

Już tak kiedyś było
że przyszli powalczyć
teraz muszą żony
same dzieci niańczyć

I niech dzieci niańczą,
Niech klaczki się źrebią,
Jak wszystko podrośnie,
Znowu elfom wjebią

Czy to elfom wjebią?
Czy może atani?
ich krew i krew antros
jest dla Sidhe za nic

Patrzeniem na uszy
Nie będziem się kalać
My jednych i drugich
Idziem napierdalać

Jedzie Dakoita
przez pobojowisko.
Trupy Elfów śmierdzą,
kruki są już blisko.

Kości elfów cienkie,
mięso ich szkaradne.
Czego kruk nie zeżre,
W ziemię się zapadnie.

Trup trupowi równy,
Z uchem czy bez ucha.
Jak szabelką machniesz,
zawsze tryska jucha!

Idziem sobie idzem
lance błyszczą w chwale
wnet nas, kopie, konie
wpierdolą robale

Nie idziemy w chwale
Tylko wśród kąkoli
A lanca, jak świśnie
To i tylcem boli

Bijże elfów w mordę,
Nie bój się robali.
Raz matuś rodziła,
raz diabli nadali.

Raz matuś się gdździła
może wśród kąkoli
kości synka białe
nic go już nie boli

Takich spraw nie tykaj,
Elfi przyjacielu,
Lepsza matka w krzakach,
Niż ojciec w burdelu

Stanął Dakoita
Na szerokim stepie
Na szyszaku kita
Ręką konia klepie

Horyzont za horyzontem
Do niego należy
Ziem jego wielkości
Okiem człek nie zmierzy

A taki Islayczyk
Z drobnego kraiku
W głowę się podrapał
Zrobił fiku-miku

Małp wziął pięć tysięcy
W czworobok ustawił
Piki dał im w ręce
Hoplony im sprawił

Stanął se cham z piką
Wyrwany z niedoli
Spojrzał na Dakoitę
I jak mu nie zapier…

Jeszcze kocimiętką
Chamów wysmaruje,
Może lekka jazda
Piki zaszarżuje.

Prężą się elfiki
Napinają ludki
Ale pocałują
Krasnoludzkie kłódki

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-NonCommercial-ShareAlike 3.0 License